Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Po lipcu deficyt centralny sięgnął 156,7 mld zł wobec 119,7 mld zł miesiąc wcześniej. Sam lipiec przyniósł przyrost aż o 37 mld zł – największy od marca – głównie przez transfer 16 mld zł na spłatę obligacji Funduszu Covid-19. Do tej pory zrealizowano już ponad połowę (54,3 proc.) limitu deficytu zapisanego w ustawie na cały rok. Co więcej, resort finansów może potrzebować nawet dodatkowych 30 mld zł, by domknąć tegoroczny budżet.
Niepokoi także struktura dochodów. Dynamika wpływów z VAT wyraźnie słabnie, a akcyza – mimo wyższych stawek – przyniosła w lipcu spadek o 1,3 proc. rok do roku. Na plus zaskoczył jedynie CIT, sugerując możliwe odwrócenie wcześniejszego negatywnego trendu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także:
W wieku 19 lat zarobił pierwszy milion. Zdradza w co dziś inwestuje
Dziura budżetowa rośnie
Prawdziwym testem determinacji rządu w zakresie konsolidacji będzie jednak dopiero projekt budżetu na 2026 r., którego publikacji należy spodziewać się na przełomie sierpnia i września.
Dzisiaj widać, że deficyt sektora general government – czyli budżetu, funduszy pozabudżetowych i samorządów – będzie większy niż 6,4 proc. w tym roku i 6,1 proc. prognozowanych na przyszły rok przez Komisję Europejską.
Tymczasem problem ma znacznie szerszy wymiar. Polska zaczyna mierzyć się z rosnącym wyzwaniem w obszarze długu publicznego. Według prognoz Komisji Europejskiej relacja długu do PKB wzrośnie z obecnych 60 proc. w 2025 r. do 95 proc. w roku 2035, a w pesymistycznym scenariuszu może przekroczyć nawet 100 proc. PKB. To pokazuje, jak bardzo wrażliwe są finanse państwa na szoki makroekonomiczne i wyższe koszty obsługi zadłużenia.
Klauzula obronna w unijnych regułach
Dużym sukcesem Polski i krajów, które szybko rozpoczęły modernizację sił zbrojnych, było wprowadzenie przez Komisję Europejską klauzuli wyjścia na wydatki obronne do unijnych reguł fiskalnych. Polska jednak i tak została objęta procedurą nadmiernego deficytu, bo mamy drugi – obok Rumunii – największy deficyt w UE.
Dzięki unijnej klauzuli wyjścia część kosztów modernizacji armii – do 1,5 proc. PKB – może być traktowana przez Brukselę z większą tolerancją (nie wchodząc w szczegóły, jak UE to liczy). W praktyce oznacza to, że z punktu widzenia Komisji realny deficyt podlegający ocenie kształtuje się na poziomie ok. 4,5 proc. PKB, a nie 6 proc.
Ponieważ Polska została już objęta procedurą nadmiernego deficytu, rząd musiał przedstawić plan konsolidacji fiskalnej. Oczekiwania Brukseli są jasne: w ciągu najbliższych lat deficyt musi spaść co najmniej w kierunku 3 proc. PKB, co w praktyce oznacza konieczność zmniejszenia go o ok. 1,5 pkt proc. – czy to przez podwyżki podatków, czy przez cięcia wydatków poza obronnością.
Innymi słowy, klauzula obronna daje Polsce oddech i pozwala finansować rekordowe zakupy zbrojeniowe, ale nie zwalnia z obowiązku uporządkowania budżetu. Bruksela mówi jasno: środki na armię są zrozumiałe, ale reszta finansów musi zostać uporządkowana.
Ten postulat dostrzegają też agencje ratingowe. Sygnalizowały go polskiemu rządowi przed przypadającymi jesienią ocenami okresowymi. Ryzyko nie dotyczy tyle samego obniżenia ratingu, bo sytuacja nie jest aż tak zła, ile obniżenia perspektywy. To podniosłoby rentowności polskich obligacji, zwiększając koszt finansowania nie tylko państwa, ale też firm działających w kraju.
Nowe podatki
Wyższa akcyza, wyższy podatek cukrowy, wyższy CIT od banków – a to jeszcze nie koniec, bo krążą pogłoski o dodatkowym podatku od e-commerce.
O każdym ministrze finansów krąży dowcip, że "nie planuje wprowadzać nowych podatków, bo podnosi stare" – i coś w tym jest, bo tak właśnie najczęściej wygląda proza zarządzania finansami publicznymi. Polska przez ostatnie lata unikała konsolidacji fiskalnej, czyli podnoszenia podatków bądź ograniczania wydatków. Deficyt rósł, a wraz z nim dług publiczny. Waloryzowano świadczenia społeczne, zmniejszano część obciążeń ponoszonych przez firmy, a dziura budżetowa systematycznie się pogłębiała. Doszliśmy jednak do momentu, w którym – jak wskazywały wyliczenia Komisji Europejskiej – dług zaczął przyrastać w niebezpiecznym tempie.
O ile w 2023 r. dług publiczny wynosił jeszcze "tylko" 50 proc. PKB, to dziś przekracza już 60 proc. i bez działań naprawczych będzie dalej rósł. Samo w sobie nie byłoby to problemem, gdyby nie fakt, że w innych państwach Unii (poza Rumunią) nie prowadzi się tak luźnej polityki fiskalnej.
Jako mniejsza gospodarka mamy też mniejsze pole manewru niż więksi i bardziej wiarygodni gracze, tacy jak Niemcy, Francja czy Włochy. Owszem, emitujemy obligacje głównie w naszej własnej walucie, ale muzyka może w pewnym momencie przestać grać.
Fiskus szuka pieniędzy w bankach
Najgłośniejszym pomysłem resortu finansów jest podniesienie stawki CIT dla banków. W 2026 r. ma ona wzrosnąć aż do 30 proc., by w kolejnych latach stopniowo spadać – najpierw do 26 proc. w 2027 r., a docelowo do 23 proc. od 2028 r. Równocześnie rząd planuje zmniejszyć tzw. podatek bankowy, wspierając akcję kredytową. Problem w tym, że giełda już zdążyła wycenić te pomysły i reakcja nie była pozytywna.
Stopy procentowe spadają, zyski banków także, a zróżnicowane stawki CIT w zależności od branży dodatkowo komplikują system podatkowy. Historia też pokazuje, że tymczasowe podwyżki w podatkach potrafią zostać z nami na stałe. Będziemy mieć więc najbardziej opodatkowany sektor bankowy w Europie. Wątpliwe, by przełożyło się na to wyższy wzrost gospodarczy.
Akcyza i opłata cukrowa w górę
Drugim filarem "konsolidacji" mają być podwyżki akcyzy i opłaty cukrowej. Od 1 stycznia 2026 r. akcyza na alkohol wzrośnie o 15 proc., a od początku 2027 r. o kolejne 10 proc. Wyższe stawki obejmą wszystkie najpopularniejsze kategorie – od piwa i wina po mocniejsze trunki.
Z kolei opłata cukrowa ma być podwyższona i zreformowana – część stała wzrośnie z 0,50 do 0,70 zł za litr, część zmienna za cukier powyżej 5 g/100 ml z 0,05 do 0,10 zł, a opłata za kofeinę i taurynę skoczy aż z 0,10 do 1 zł za litr. Do tego zmieni się sposób poboru – daninę będą płacić producenci i importerzy, a nie sprzedawcy detaliczni.
Nowa danina od cyfrowych gigantów
Na horyzoncie pojawia się także podatek od usług cyfrowych, planowany od 2027 r. Wzorowany na rozwiązaniach francuskich czy hiszpańskich, miałby objąć globalnych graczy z przychodami powyżej 750 mln euro, takich jak Google czy Meta. Stawka ma wynieść 3 proc. przychodów, co według rządu wyrówna szanse między lokalnymi firmami a międzynarodowymi gigantami.
Branża cyfrowa podchodzi do pomysłu z rezerwą, ostrzegając przed przerzuceniem kosztów na polskich przedsiębiorców i konsumentów. Ryzyko jest realne – regulaminy wielu platform zawierają klauzule, które wprost nakazują klientom pokrywać dodatkowe podatki.
Czy to wystarczy?
Wszystkie te zmiany – wyższy CIT dla banków, akcyza, opłata cukrowa – mają przynieść budżetowi kilka miliardów złotych rocznie. Ministerstwo Finansów szacuje, że sam wzrost CIT dla banków da 6,5 mld zł w 2026 r., a w dekadę ponad 20 mld zł.
Problem w tym, że dziura budżetowa mierzona w setkach miliardów (deficyt w tym roku przebije 300 mld zł) wymaga znacznie głębszych cięć lub stabilnych źródeł dochodu, a nie wyłącznie doraźnych podwyżek. Zwłaszcza że przy akcyzie czy podatkach konsumpcyjnych zawsze istnieje ryzyko efektu degresywnego – wyższe stawki nie muszą automatycznie oznaczać wyższych wpływów.
Możliwe więc, że zobaczymy jeszcze więcej korekt stawek niektórych podatków, w tym np. matrycy VAT, bo podwyżek PIT lub daniny solidarnościowej płaconej przy dochodach powyżej miliona złotych chyba nie będzie.
Dodatkowo kluczowe znaczenie ma redukcja szarej strefy, która od 2022 r. systematycznie rośnie, oraz stałe uszczelnianie systemu podatkowego – proces, który nigdy się nie kończy. Bez tych działań łatwo przegapić realny potencjał zwiększenia wpływów przy jednoczesnym ograniczeniu nieuczciwej konkurencji i poprawie ściągalności podatków.
Rząd skupia się więc na łatwych rozwiązaniach dochodowych, podczas gdy konsolidacja po stronie wydatkowej pozostaje symboliczna. Komisja Europejska i agencje ratingowe mogą ocenić te działania raczej pozytywnie, bo resort finansów podejmuje kroki, ale w rzeczywistości są one niewystarczające.
Dr Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku, kierownik studiów podyplomowych Master of Public Administration na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW