"»Gdzie się tym gołym tyłkiem kładzie?! Chce coś złapać czy co?!« – ryczy na mnie lekarka" [FRAGMENT KSIĄŻKI]

1 dzień temu 5
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
  • "Jestem w piątym miesiącu mojej drugiej ciąży i strasznie mnie boli żołądek. Ból jest trudny do wytrzymania" — zaczyna swoją opowieść Zuzia Wojciechowska. Po godzinach czekania na szpitalnej izbie przyjęć (niejednej) zdecydowała się wyjść na własne życzenie
  • "Pójdę prywatnie, wydam dwie stówki, przepiszą mi jakieś leki i będzie okej. Pani doktor wystawia mi skierowanie do szpitala i receptę na lek na wrzody, który potem okazuje się być zabroniony w ciąży (...) Na razie niestety o tym nie wiem" — wspomina Wojciechowska
  • "Na ogólnej (izbie przyjęć — red.) przyjmuje mnie bardzo zmę­czony lekarz, który od wejścia, mam wrażenie, pa­trzy na mnie z odrazą. Jak tylko słyszy moją sugestię, że boli mnie trzustka, z nieskry­waną wrogością pyta, ile piję, jak dużo, jak często" — opowiada w książce
  • Mimo skierowania do szpitala, po otrzymaniu kroplówek kobieta wraca z powrotem do domu. "Drzwi szpitala pozostają dla mnie zamknięte. Na razie nie wiem, że jeszcze gorzej będzie, gdy się otworzą i zamkną za mną z drugiej strony"
  • Publikujemy fragment książki "Proszę krwawić gdzieś indziej. Opowieści szpitalne". Książka ukazała się nakładem Wydawnictwo Novae Res
  • Jak dbasz o zdrowie? Odpowiedz na te pytania i poznaj opinię ekspertów!
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Szpital. Sale pacjentów, operacyjne, reanima­cyjne i zabiegowe. Brutalna kraina wielkich cierpień. I pole walki z odmawiającym współ­pracy organizmem. Ciałem, które swój bunt wyraża chorobą.

Radosław Figura, Magda M.Ciąg dalszy nastąpił

Miła i uprzejma za dwieście złotych pani dok­tor. "Czy pani samą siebie słyszy?"

Niestety sytuacja za bardzo się nie poprawia. Może na chwilę, ale straszny ból żołądka wraca ze zdwo­joną siłą dwa dni później.

– Może idź prywatnie na konsultację? – propo­nuje mój mąż.

Dobra – myślę sobie – pójdę prywatnie, wydam dwie stówki, przepiszą mi jakieś leki i będzie okej. Zapisuję się do gastrologa w jednym z dużych cen­trów medycznych znanej sieci. Wizytę mam jeszcze tego samego dnia, nie ma problemu z dostępnością konsultacji – wystarczy trochę pieniędzy, by otwo­rzyć zamknięte na cztery spusty drzwi.

Miła i uprzejma za dwieście złotych pani dok­tor mówi, że to boli żołądek, może to nadkwaśność, może jakieś wrzody, kto to może wiedzieć. Muszę teraz iść do szpitala. O nie – tylko nie to – myślę. – Byłam tam wczoraj, do żadnego szpitala się nie wy­bieram, nie ma takiej możliwości.

– Nie – mówię. – Może przepisze mi pani jakieś leki? Ja nie mogę teraz iść do szpitala, bo właśnie kończę pisać doktorat i muszę złożyć pracę w termi­nie. Żeby Rada Wydziału wyznaczyła termin obrony jeszcze w bieżącym roku, muszę w ciągu dwóch ty­godni złożyć dysertację.

– Czy pani samą siebie słyszy? – pyta pani doktor, już mniej uprzejmie, i dodaje, że nie mam wyjścia, muszę iść do szpitala, jestem w ciąży i jeśli mi za­leży na moim dziecku, to mam się trochę ogarnąć.

Jasne, że mi zależy. Na moim dziecku. Najbardziej na świecie.

– Dobrze, już dobrze, pójdę – obiecuję jej.

Nie do tego, co ostatnio, może do jakiegoś in­nego – dodaję w myślach.

Pani doktor wystawia mi skierowanie do szpitala, wystawia również receptę na lek na wrzody, który potem okazuje się być zabroniony w ciąży i sto­sowany przez kobiety, które na wczesnym etapie chcą się jej pozbyć w domowym zaciszu. Na razie niestety o tym nie wiem, więc przyjmuję wszystko, dziękuję za wizytę, z której nic dla mnie nie wyni­kło, i nie przybliżyłam się do rozwiązania problemu nawet o milimetr, jednak jestem lżejsza o dwieście złotych.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Izba przyjęć jak miejsce z horroru

Jedziemy z mężem do innego szpitala, bo ból się nasilił. Izba przyjęć w tym innym wygląda jesz­cze gorzej niż w pierwszym – jak miejsce z horroru. Ciemne, długie korytarze, na podłodze lastryko, odrapane ściany pomalowane zieloną lub sraczko­watą farbą olejną. Pielęgniarki i sanitariusze snują się w białych i zielonych kitlach jak zjawy, przybyłe z mrocznej rzeczywistości. Jest zresztą ciemno, słabe jarzeniówki na suficie ledwo dają radę.

Podobnie jak ostatnio, mamy się udać na po­łożniczą izbę przyjęć, a nie ogólną – bo przecież jestem w ciąży. Zostaję poproszona do gabinetu, lekarka ma przeprowadzić kontrolne USG, żeby ponownie sprawdzić, czy z dzieckiem wszystko w porządku. USG wykonywane jest dopochwowo (TU przeczytasz, na czym polega to badanie), więc trzeba się rozebrać. W swojej ogromnej na tym etapie szpitalnych przygód naiwności zakła­dam, że kozetka jest zdezynfekowana i przygoto­wana do badania.

– Gdzie się tym gołym tyłkiem kładzie?! – ryczy na mnie lekarka. – Chce coś złapać czy co?! A pani wie, kto tu z czym przed panią leżał? No, ludzie… – Wznosi oczy do sufitu i kręci głową, a mnie oblewa zimny pot z przerażenia.

Badanie nic nie wykazuje, wszystkie parametry życiowe dziecka są prawidłowe. Ponieważ sugeruję, zgodnie z tym, co powiedziała moja pani ginekolog, do której chodzę prywatnie, że to chyba problemy z trzustką, słyszę stwierdzenie, że mam się udać na ogólną izbę przyjęć, bo tu mi nie pomogą.

Idę więc. Na ogólnej przyjmuje mnie bardzo zmę­czony lekarz, który od wejścia, mam wrażenie, pa­trzy na mnie z odrazą. Jeszcze nie wiem, że za chwilę czeka mnie jedna z najbardziej nieprzyjemnych roz­mów w życiu. W swojej naiwności zakładam, że będę traktowana podmiotowo i z szacunkiem, ale zaraz się dowiem, że to nie tutaj, nie w szpitalu, a już na pewno nie na SOR-ze.

"Proszę nie robić z siebie naiwnej idiotki. Ile alkoholu pani pije?"

Jak tylko słyszy moją sugestię, że boli mnie trzustka, że może to jakieś zapalenie, to z nieskry­waną wrogością pyta, ile piję, jak dużo, jak często.

– Piję? – pytam zdezorientowana. – Ale co?

– Proszę nie robić z siebie naiwnej idiotki – odpo­wiada szorstko. – Ile alkoholu pani pije? Jak często?

– Alkoholu? – odpowiadam już naprawdę obu­rzona. – Przecież jestem w ciąży, to jak miałabym… Nie, nie piję alkoholu.

– Taa… – Widzę, że mi nie wierzy. – A co pani je? No słucham, co pani ostatnio jadła?

Wymieniam wszystkie zwyczajne produkty i da­nia: zupę jarzynową, ziemniaki i pieczonego kur­czaka, bułkę z pomidorem i na końcu dodaję, że kilka dni temu byłam w kinie i jadłam popcorn.

– A! – wykrzykuje jak postać z Latającego Cyrku Monty Pythona. – Ha! Wiedziałem! No to jak się po­pełnia takie błędy dietetyczne, to nie wiem, czego pani oczekuje! W każdym razie… – Rozkłada ręce w geście wyrażającym ogromną satysfakcję. – My nie możemy tutaj pomóc osobom takim jak pani.

Takim jak ja?

Jestem szczerze zdumiona. Próbuję być grzeczna i stanowcza, bo widzę, że uważa mnie za osobę "z marginesu" (choć to określenie do bólu krzyw­dzące i nigdy nie chciałabym wrzucić do tej szufladki nikogo, szczególnie że społeczeństwo ma w zwy­czaju wkładać do tego zbioru osoby najbardziej po­krzywdzone przez los, pokiereszowane przez życie i z traumatycznymi doświadczenia od najwcześniej­szego dzieciństwa).

– Panie doktorze – mówię najspokojniej, jak umiem – bardzo mnie boli.

Ale on już skończył rozmowę ze mną. Nie patrząc na mnie, stwierdził, że podadzą mi kroplówkę ze środkiem rozkurczającym i przeciwbólowym i mogę sobie iść do domu. Na gastrologię mnie nie przyjmie, bo jestem w ciąży, a oni się na tym oddziale ciążą nie zajmują.

– Ale na położnictwie nie zajmują się trzustką – mówię mu, już całkiem zła.

– Przykro mi – odpowiada, definitywnie kończąc rozmowę.

Mimo skierowania do szpitala, po otrzymaniu kroplówek udaję się więc z powrotem do domu. Drzwi szpitala pozostają dla mnie zamknięte. Na razie nie wiem, że jeszcze gorzej będzie, gdy się otworzą i zamkną za mną z drugiej strony.

"Proszę krwawić gdzieś indziej. Opowieści szpitalne", okładka książki.

"Proszę krwawić gdzieś indziej. Opowieści szpitalne", okładka książki.Wydawnictwo Novae Res

Przeczytaj źródło