Filip lubi sobie pojeździć na sportowo. Uwielbia szybkie zjazdy ulicami Warszawy na longboardzie. Nocą, bo wtedy ruch jest mniejszy. Lubi też jeździć na zwykłej deskorolce, zwłaszcza tam, gdzie oficjalnie nie można tego robić i potem trzeba uciekać przed policją albo strażą miejską.
Ale, uśmiecha się, jeśli chodzi o prędkość, na niczym nie poszalejesz tak, jak na elektrycznej hulajnodze.
– Te z aplikacji jeżdżą do 20 kilometrów na godzinę – tłumaczy. – Ale jak kupisz własną, to możesz dosłownie w 30 sekund przerobić ją z babciowozu w małego szatana. I śmigasz 50, 60, nawet 70 na godzinę. Serio możesz poczuć adrenalinę. Czy to jest niebezpieczne? Jest. Życie jest niebezpieczne, mógłbym pójść po bułki i po drodze wpaść pod autobus. To już wolę poszaleć.