Spotkanie Zełenskiego z Putinem. "Rozstrzygające będą negocjacje Pekin-Waszyngton"

5 godziny temu 6

Choć część mediów sugerowała, że Władimir Putin rozważa zamrożenie linii frontu, warunki stawiane przez Kreml jasno pokazują, że Rosja nie zmienia swoich strategicznych celów. Moskwa domaga się pełnej kontroli nad Donbasem, uznania Krymu za rosyjski, formalnej neutralności Ukrainy i zakazu wejścia do NATO, a także ograniczenia jej armii. W praktyce oznaczałoby to nie kompromis, lecz sankcjonowanie strat terytorialnych Kijowa i trwałą podatność państwa na kolejne agresje.

Brak zgody Rosji na spotkanie Putina z Wołodymyrem Zełenskim tylko potwierdza, że Kreml nie zamierza łagodzić swojej pozycji. Wręcz przeciwnie - kolejne ataki rakietowe i zmasowane użycie dronów, które ukraiński prezydent potępił 21 sierpnia, dowodzą, że Rosja wciąż stawia na presję militarną. Podczas gdy dyplomaci mówią o dialogu, na ukraińskie miasta nadal spadają pociski, giną cywile, a infrastruktura krytyczna ulega zniszczeniu. To sprawia, że perspektywa bezpośredniego spotkania obu przywódców jawi się dziś bardziej jako odległa teoria niż realna szansa na przełom.

Zobacz wideo Rosyjscy propagandyści urzeczeni hołdami Trumpa dla Putina

Czy dojdzie do spotkania Zełenski-Putin? Kreml stawia warunki

Wołodymyr Zełenski i Władimir Putin spotkali się dotąd tylko raz - w 2019 roku w Paryżu, w ramach tzw. formatu normandzkiego. Od początku pełnoskalowej inwazji ukraiński prezydent wielokrotnie powtarzał, że jest gotów do bezpośrednich rozmów, nie stawiając wstępnych warunków, by - jak podkreślał - nie dać Moskwie pretekstu do zablokowania negocjacji. Podczas ostatniego briefingu po spotkaniu z Donaldem Trumpem w Waszyngtonie ponownie potwierdził swoją otwartość.

Pomysł dwustronnego spotkania Zełenskiego i Putina zyskał poparcie europejskich przywódców. Kanclerz Niemiec Friedrich Merz zasugerował nawet, że mogłoby ono odbyć się w ciągu dwóch tygodni i zostać uzupełnione o trójstronny szczyt z udziałem Trumpa. - Nie wiemy, czy rosyjski prezydent będzie miał odwagę, by wziąć udział w takim szczycie. Dlatego musimy pracować nad tym, by go przekonać - mówił Merz w Białym Domu.

Według "Financial Times" sam Trump liczył, że uda mu się ogłosić plan szczytu w obecności Zełenskiego, ale ostatecznie ograniczył się do zapowiedzi. Stwierdził, że organizację ewentualnego spotkania obu prezydentów wezmą na siebie jego doradcy - wiceprezydent J.D. Vance, sekretarz stanu Marco Rubio i specjalny wysłannik Steve Witkoff. W amerykańskiej stolicy podczas rozmów kilkukrotnie podnoszono temat bezpośrednich negocjacji - zarówno z udziałem USA, jak i bez niego.

Moskwa konsekwentnie studzi jednak te oczekiwania. Doradca Putina Jurij Uszakow nie potwierdził możliwości spotkania w żadnym formacie, a szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow ogłosił, że "agenda szczytu nie jest gotowa". Podkreślał, że Putin gotów jest do rozmowy dopiero wtedy, gdy porządek obrad zostanie uzgodniony. Twierdził też, że Rosja "okazała elastyczność", przyjmując część propozycji Trumpa po spotkaniu na Alasce - w tym rezygnację Ukrainy z NATO i rozmowy o "kwestiach terytorialnych". - Na wszystko to prezydent Zełenski odpowiedział "nie" - relacjonował Ławrow.

W piątek Zełenski, podczas wspólnej konferencji prasowej z sekretarzem generalnym NATO Markiem Ruttem, stanowczo odrzucił rosyjską narrację. - To właśnie na poziomie liderów powinny zapaść decyzje, które zakończą wojnę. Ale widzimy, że Rosjanie robią wszystko, by takiego spotkania nie było. W przeciwieństwie do nich Ukraina nie boi się żadnych rozmów - podkreślił.

"Kreml chce narzucić własny scenariusz"

Zdaniem Serhija Dżerdża, szefa Ligi "Ukraina-NATO", realne szanse na osobistą rozmowę Zełenskiego i Putina są minimalne. - Gdyby Putin naprawdę chciał takiej rozmowy, zgodziłby się choćby na format trójstronny z Trumpem. Wtedy Amerykanie natychmiast rzuciliby się do organizacji - mówił w rozmowie z Hromadske Radio. Według niego Kremlowi chodzi przede wszystkim o grę na czas. - To wszystko skończy się na poziomie delegacji i nowych negocjatorów. Osobistego spotkania raczej nie będzie, bo Putinowi zależy, by przeciągać sytuację i liczyć na jakieś "sukcesy" na polu walki - dodał.

Z podobną oceną wystąpił ekspert Murat Aslan z think-tanku SETA. W rozmowie z Ukrinformem zwrócił uwagę, że Kreml wiąże ewentualną decyzję o spotkaniu z sytuacją wojskową. - Rosjanie prowadzą ofensywę, która nie przyniosła rezultatów, ale liczą na przełom do października. Dopiero wtedy mogą być gotowi do rozmów. To pole bitwy, a nie dyplomacja, ma dziś przekonać Putina - podkreślił.

Ukraiński politolog Wołodymyr Fesenko ostrzega z kolei, że sama idea spotkania mogła zostać wykreowana przez Moskwę jako element taktyki. - Kiedy Putin znajduje się w trudnej sytuacji, stara się przeformatować proces negocjacyjny, wysuwając kontrinicjatywę, która ma narzucić rosyjską logikę - mówił w rozmowie z "24 Kanałem". Jego zdaniem Kreml będzie próbował przeciągać sprawę, wysuwając dodatkowe warunki lub tłumacząc konieczność odłożenia rozmów. - To klasyczna taktyka: gra na czas i możliwość późniejszego obarczenia Kijowa winą, że to on nie chce się porozumieć - ocenił.

Ekspert dodaje, że nawet jeśli do spotkania doszłoby, rozmowy byłyby niezwykle trudne. - Bez mediatora trzeciej strony Zełenskiemu i Putinowi będzie ciężko w ogóle rozmawiać. Wojna, ofiary i osobista wrogość liderów powodują, że trudno mówić o jakimkolwiek kompromisie - zaznaczył Fesenko. Największą przeszkodą pozostaje jednak agenda, Moskwa wciąż forsuje własne warunki, nie do przyjęcia dla Ukrainy.

"Ani USA, ani Chiny nie chcą zwycięstwa Rosji"

Wadym Denysenko, ekspert i były doradca ukraińskiego rządu, uważa, że spotkanie Zełenski-Putin praktycznie nie wchodzi w grę przynajmniej do czasu, gdy rosyjski przywódca zobaczy się z Xi Jinpingiem. "Mimo prób Trumpa, by doprowadzić do rozmów przed wizytą Putina w Pekinie, Kreml robi wszystko, by grać na zwłokę" - napisał Denysenko na Facebooku. Jego zdaniem Rosja znajduje się obecnie w najniższym punkcie suwerenności za całych rządów Putina i coraz bardziej uzależnia się od Chin. - Po Alasce Rosjanie oficjalnie zaproponowali Pekinowi rolę gwaranta porozumienia. W praktyce to oznacza, że Putin sam ustawia się w pozycji podwójnego protektoratu - tłumaczy ekspert.

Jak dodaje, to paradoksalnie pozytywny sygnał dla Ukrainy: ani USA, ani Chiny nie chcą jej porażki i nie potrzebują zwycięstwa Rosji. Problemem pozostaje jednak komunikacja - w Waszyngtonie odbywa się ona przez pośredników, a w Pekinie praktycznie nie istnieje. - Coraz bardziej wygląda na to, że o losach tej wojny zdecydują negocjacje amerykańsko-chińskie - ocenia Denysenko.

Znany publicysta Witalij Portnikow zwraca uwagę, że Kreml nie daje żadnych sygnałów gotowości do rozmów na najwyższym szczeblu. - Dopóki nie usłyszymy tego w Moskwie, a nie w Białym Domu, nie ma sensu mówić o spotkaniu Zełenskiego i Putina - napisał na Facebooku. Jego zdaniem Putin może jednak wykorzystać ideę takiego szczytu, by zyskać czas i odsunąć od siebie presję Trumpa. - Może pójść na spotkanie tylko po to, by niczego nie ustalić - uważa Portnikow. Dodał też, że prędzej czy później niepewność wokół negocjacji się rozwieje. - Nie da się w nieskończoność ukrywać braku porozumień z Alaski. Pytanie tylko, co wtedy zrobi Trump - czy sięgnie po sankcje i dostawy broni dla Ukrainy, czy raczej poleci do Moskwy, by dać Kremlowi kolejną szansę - podkreślił publicysta.

Przeczytaj źródło