Takie słowa po sukcesie Igi Świątek. Stawia znak równości z Wembley

3 dni temu 4
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

- Wygrana Igi Świątek w Wimbledonie plasuje się gdzieś między pamiętnym meczem na Wembley i biegiem Ireny Szewińskiej w 1976 roku w Montrealu, gdzie Polka była na mecie, a Niemki z NRD oddychały rękawami na wirażu. Tak jak wtedy cały świat patrzył z podziwem na panią Irenę i piłkarzy Górskiego, tak teraz patrzy na Igę. A ja jestem przekonany, że to nie koniec – tak Person rozpoczyna ocenę ostatniego turnieju na kortach Wimbledonu.

„Kibice już się znudzili Igą Świątek”

Nasz ekspert zadzwonił do nas już godzinę po finale. Był oburzony, że część opinii publicznej umniejsza sukces Igi, a internet temu wtóruje. – Dożyliśmy czasów, gdzie nieudacznicy mogą bezkarnie opluwać wielkie gwiazdy. Opowiadanie o tym, że Iga miała łatwą drabinkę, to nonsens. Raz, że nie była łatwa, a dwa, że przecież Anisimova, z którą wygrała finał, wyrzuciła z niego Sabalenkę. Gdzie tu wina naszej zawodniczki? No i po co psuć sobie święto, skoro to sukces nadzwyczajny, jeden z największych w historii polskiego sportu? – przekonuje Person.

Zdaniem Persona, Świątek, zwyciężając turniej w Wimbledonie, potwierdziła, że znów jest w wysokiej formie i wraca do gry o odzyskanie pozycji numer jeden w tenisie. – Ostatnie miesiące nie były dla Polki łatwe – zauważa nasz ekspert. – Kibice już się nią znudzili, bo przecież nie wygrała od dziesięciu turniejów, bo nic jej nie wychodziło, zmiana trenera nie odmieniła jej jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a do tego jeszcze doszła afera dopingowa, która żadną aferą nie była.

Teraz Świątek wpędziła wielu w kompleksy

- Przyznam, że ja w pewnym momencie też straciłem wiarę w to, że Wim Fissette jest właściwym wyborem. Zabrał ją jednak na Majorkę i stamtąd wróciła już inna Iga. Uśmiechnięta, radosna, w wielkim gazie. Ja twierdzę, że jeszcze nigdy w takim gazie nie była. A półfinał i finał Wimbledonu to był jakiś sztos. Straciła tylko dwa gemy, a trzy ostatnie sety wygrała do zera. Była nie do ugryzienia, deklasowała konkurentki. A wszystko to robiła z wielką kulturą i spokojem. Niektórzy nabawiali się z tego powodu kompleksów, ale to nie jest nasze zmartwienie – zauważa Person.

Świątek wygrała cztery razy French Open i raz US Open, ale według Persona to właśnie wygrana Wimbledonu jest największym sukcesem w jej karierze. – Jak powiedziałem, to jedno z trzech największych wydarzeń polskiego sportu w ostatnich 70 latach. Wiem, że Iga boleje nad tym, że nie ma olimpijskiego złota, ale ja znam wielu mistrzów igrzysk, których nikt nie pamięta, a Świątek po tym, co zrobiła w Wimbledonie, stała się nieśmiertelna – komentuje człowiek, który jest chodzącą encyklopedią polskiego sportu i przez dekadę był rzecznikiem PKOl.

Majchrzak zaskoczył świat tenisa

Podsumowanie ostatniego Wimbledonu byłoby niepełne bez kilku słów na temat największej polskiej sensacji, czyli Kamila Majchrzaka, który odpadł dopiero w 1/8 finału, choć nie dawano mu większych szans nawet na przejście jednej rundy. Tymczasem Majchrzak na dzień dobry pokonał 35. w rankingu Matteo Berrettiniego. Potem, już w drugiej rundzie wygrał z Amerykaninem Ethanem Quinnem 6:1, 6:4, 6:3, a w trzeciej z Francuzem Arthurem Rinderknechem 6:3, 7:6 (7-4), 7:6 (8-6).

- Majchrzak to zawodnik po strasznych przejściach – przypomina Person. – Wydawało się, że po wpadce dopingowej jego kariera jest skończona. Wykazał się jednak nadludzkim charakterem. Jeździł na drugi koniec świata po kilka punktów do rankingu i ten Wimbledon mu się udał. I to pomimo tego, że przed startem w nim przegrał siedem meczów z rzędu. Na Wimbledonie trzy mecze wygrał w wielkim stylu i zatrzymał się dopiero na sklasyfikowanym w dwudziestce Karenie Chaczanowie. Pokazał się jednak z dobrej strony, ten Wimbledon długo będziemy mu pamiętać – kwituje nasz rozmówca.

Przejdź na Polsatsport.pl

Przeczytaj źródło