Nie brakuje jej w Sejmie. Ostentacyjna bezczelność Krystyny Pawłowicz przestała być potrzebna Jarosławowi Kaczyńskiemu na początku drugiej kadencji PiS – właśnie wówczas wysłał ją do Trybunału. To był dla pani Krystyny – uzależnionej od politycznej jatki – dobrze płatny, ale boczny tor.
Akurat gdy nowa władza całkowicie wstrzymała sędziom TK wypłaty, Pawłowicz postanowiła przejść na trybunalską emeryturę, tłumacząc się względami zdrowotnymi.
Popracuje do grudnia. A potem emeryturka zwana stanem spoczynku, czyli trzy czwarte pensji. Ale wbrew matematyce, wedle której trzy czwarte od zera to zero, emerytury trybunalskie wynoszą solidne 30 tys. zł. Nie ma w tym logiki, jest polityka – władza nie może wszak wstrzymać trybunalskich emerytur, bo uderzyłoby to w krytycznych wobec PiS byłych sędziów, w tym dawnych szefów TK Andrzeja Zolla, Andrzeja Rzeplińskiego i Bohdana Zdziennickiego.