Kultura i Historia 01.09.2025, 08:29
Obronę odcinka polskiej granicy zachodniej, na południe od Kłobucka powierzono Wołyńskiej Brygadzie Kawalerii dowodzonej przez płk. dypl. Juliana Filipowicza. Właściwie była to dywizja, liczyła bowiem aż cztery pułki jazdy, a jej główną siłę ognia stanowiły 22 armatki przeciwpancerne (produkowane w Polsce na licencji Boforsa) oraz 78 Ur-ów. Wsparcie zapewniał dywizjon tankietek oraz pociąg pancerny nr 53 „Śmiały” dowodzony przez kpt. Mieczysława Malinowskiego. Naprzeciwko WBK stała 4. Dywizja Pancerna, najlepsza z niemieckich jednostek, licząca 13 tys. żołnierzy, ponad 300 czołgów, blisko 150 wozów bojowych, dysponująca potężną artylerią i wsparciem lotniczym.
Kronika PAT - Ninateka
We wrześniu 1939 roku Wojsko Polskie dysponowało 11 brygadami kawalerii, liczącymi 37 pułków, w tym 8 pułków strzelców konnych, 3 pułki szwoleżerów i 26 pułków ułanów. Pułk kawalerii liczył 850 żołnierzy i składał się z pocztu dowódcy pułku, czterech szwadronów liniowych, szwadronu ciężkich karabinów maszynowych, plutonu łączności, plutonu pionierów, plutonu kolarzy, plutonu armatek przeciwpancernych, oraz szwadronu gospodarczego i konnego taboru pułkowego. Na szczeblu brygady kawalerii stan bojowy uzupełniały jeszcze dywizjon artylerii konnej, dywizjon pancerny, pluton armat 40 mm oraz batalion strzelców pieszych. Niezwykle istotnym uzupełnieniem siły ognia pułku konnego były karabiny przeciwpancerne wz. 35 zwane popularnie „Ur-ami”. Składowane w skrzyniach z napisem „Urugwaj” (stąd nazwa), długo były trzymane w tajemnicy, trafiły do jednostek na tyle późno, że nie wszyscy zdołali je poznać. Gdyby tych rusznic było więcej, kto wie jak by się zakończyły bitwy września: pociskowi wystrzelonemu z Ur-a nie był w stanie oprzeć się pancerz żadnego z ówczesnych niemieckich czołgów.
Płoną miasta, idą Niemcy...
Filipowicz za linię obrony wybrał zachodni brzeg rozległych lasów rozciągających się między Kłobuckiem a rzeczką Liswartą. Pośrodku las cofał się tworząc rozległą polanę, na której rozłożyły się trzy wsie o nazwie Mokra – I, II i III. To tam ułani z 21. Pułku ulokowali gros broni przeciwpancernej oraz baterie 2. dywizjonu artylerii lekkiej. Obok stał 19. pułk. Za plecami mieli nasyp kolejowy, za torem czekał w gotowości odwód: 12 pułk ułanów i 2 pułk strzelców konnych.
Niemcy ruszyli o 4:30. Ruszyli po bandycku, bombardując i paląc śpiące polskie wsie i miasteczka. Przerażeni mieszkańcy płonących Krzepic chwytali dzieci i najcenniejsze rzeczy i uciekali na wschód, w stronę polskiej linii. Za nimi, jak za żywą tarczą, jechali w pancernych maszynach „nadludzie”. Ułani zdołali skierować uciekinierów w bok, sami oczekiwali wroga. Po pierwszym starciu niemieckiej nawały i ułańskiej obrony – 11 rozbitych czołgów pali się, pozostałe uciekają. Na polskich stanowiskach radość i rosnąca pewność, że nie taki diabeł straszny.
Z armaty i visem
Druga fala niemieckich maszyn uderza o godzinie 10: rusznice i działka przeciwpancerne rozbijają następne czołgi, w kulminacyjnym momencie wsparcia artyleryjskiego udziela pociąg „Śmiały”. Znów Niemcy cofają się zostawiając dymiące wraki. Nad wieżą, z której dowódca 21. pułku śledzi rozwój wydarzeń, przelatuje niemiecki samolot obserwacyjny: jest tak nisko, że polscy oficerowie widzą, jak lotnik wygraża pięścią.
Godzina 12 – Niemcy zbierają siły do uderzenia przełamującego. Atakuje ponad 80 czołgów, wiele z nich zaściela pole bitwy stalowym złomem, lecz większość wbija się na polanę, miażdżąc polskie stanowiska. Furia ułanów jest niezwykła: podporucznik Marcin Morawski unieruchomił ze swej rusznicy dwa czołgi, po czym z visem w ręku wskoczył na pancerz strzelając w otwory obserwacyjne. Działon z 2. dak dowodzony przez kaprala Żłoba, strzelał szybko i precyzyjnie: zanim armata została rozbita, a obsada zginęła, ich łupem padło 14 czołgów!
Płoną podpalone wsie, po polanie wśród dymu i płomieni szaleją niemieckie czołgi, lecz ułani z pułku 12 ustanawiają drugą linię obrony. Rotmistrz Jerzy Hollak, ranny w obie nogi, trwa na stanowisku i dowodzi do wieczora, gdy śmiertelnie trafia go trzecia kula.
Na pobojowisku płonie następnych 20 niemieckich maszyn. Po godzinie 15, wychodzi czwarte uderzenie niemieckie poprzedzone nawałą ogniową. Do walki wchodzi ostatni odwód płk. Filipowicza: 2 pułk strzelców konnych. Obsady działek przeciwpancernych, manewrują nimi wśród drzew, zmieniają pozycje, strzelają i niszczą: łupem kaprala Jana Suskiego pada 8 czołgów. Rozpędzeni Niemcy natrafiają na ścianę polskiego ognia, zatrzymują się i uciekają, wpadają na czołgi drugiego rzutu, Polacy wciąż strzelają ze wszystkich luf. Ostatnie, piąte uderzenie po godzinie 17 utyka na nasypie kolejowym, z którego celny ogień z dział 100 i 75 mm prowadzi pociąg pancerny.
Bilans dnia pierwszego
Pod wieczór wykrwawione pułki przechodzą na drugą linię obrony. Zginęło około 500 kawalerzystów, wystrzelali całą amunicję. Pole walki zaścielają wraki ponad stu niemieckich czołgów i innych pojazdów.
Tak bitwę pod Mokrą podsumował Apoloniusz Zawilski, historyk Września: „Bój ten był oczywistym tryumfem bezwzględnej woli walki i wybitnej sztuki dowodzenia nad iście teutońską taktyką fizycznego miażdżenia przeciwnika”.