"Newsweek": "Palestyna. Wojna stuletnia" to pana książka o izraelskim kolonializmie i palestyńskim oporze. Czy w tej opowieści jest jakaś nadzieja na przyszłość?
Rashid Khalidi: Teraźniejszość jest bardzo ponura, nie mogę więc powiedzieć, że najbliższa przyszłość będzie wyglądać lepiej. Palestyńczycy zostali poddani próbie eksterminacji, wygnani ze swojej ziemi. Wymordowano znaczący procent ludności.
Dziesiątki tysięcy ludzi zostało wypędzonych ze swoich domów na Zachodnim Brzegu, a ich ziemie zostały skradzione. Czystki etniczne dokonywane są w różny sposób. Światowe potęgi wspierają, finansują i chronią to ludobójstwo. Mam na myśli zwłaszcza Stany Zjednoczone i niektóre państwa europejskie. Nie wydaje mi się, że w najbliższej przyszłości cokolwiek się w tej sprawie zmieni. Być może dojdzie do zawieszenia broni, ale czy będzie ono trwałe? Czy zakończy niedolę mieszkańców Strefy Gazy? Będą przecież nadal umierać z głodu, jeśli nie zmieni się system dystrybucji pomocy humanitarnej narzucony przez Izrael i USA. Śmierć głodowa grozi tysiącom ludzi. Międzynarodowe media nie mają dostępu do Strefy Gazy. Ci, którzy próbują opowiadać światu, co się tam dzieje, to mieszkańcy, dziennikarze amatorzy, którzy są systematycznie zabijani. Setki z nich straciło życie.