Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Opisany przez agencję Bloomberga zamiar zakupu 2500 czołgów i pojazdów opancerzonych to element realizacji szeroko zakrojonego planu remilitaryzacji Niemiec. Dyskusje nad nim zajęły Niemcom lata, pomimo naglącej sytuacji wynikającej z inwazji Rosji na Ukrainę. Etap wahania wyraźnie jednak mija. Zatwierdzony w tym roku przez rząd plan finansowy zakłada prawie podwojenie wydatków na wojsko do 2029 roku. Z obecnych 86 miliardów euro do 162 miliardów. Rozważane jest podwojenie liczby dywizji zmechanizowanych z 2 na 4, a do tego formowana jest już nowa rezerwowa. Zakupy sprzętu mogą być w tym wszystkim relatywnie łatwe. Poważniejszym wyzwaniem będą ludzie, bo Niemcy dotychczas specjalnie nie palili się do służby w mundurze. W odpowiedzi na to trwają jednak prace nad przywróceniem poboru.
Dużo ciężkiego sprzętu i zapasów
Wiele rzeczy może pójść w tym procesie nie tak. Zwłaszcza nie można być pewnym postawy następnego rządu, który zostanie wyłoniony w wyborach najpóźniej w 2029 roku. Będąca obecnie na prowadzeniu w sondażach AfD jest przeciwna polityce antyrosyjskiej i chłodniej nastawiona do remilitaryzacji. Nie ma jednak pewności, że w 2029 roku będzie formować rząd. Jest jednak pewne, że ten obecny obrał kurs na remilitaryzację. Kanclerz Friedrich Merz zapowiedział pod koniec czerwca, że celem jego gabinetu jest "najsilniejsza armia w Europie" w perspektywie początku przyszłej dekady. Berlin poparł też pomysł sojuszniczego wymogu 5 procent PKB przeznaczonych na obronność, z czego 3,5 procent PKB ma być na cele stricte wojskowe. I to właśnie będą te 162 miliardy euro w 2029 roku. Pieniądze na ten cel mają pochodzić głównie z emisji długu, umożliwionego przez zmiany w konstytucji przeprowadzone w marcu. Pod koniec czerwca badanie opinii publicznej wykazało, że 65 procent Niemców popiera ten kurs.
Znaczne pieniądze dla Bundeswehry na najbliższe lata są więc właściwie zapewnione. Pojawiające się teraz w mediach doniesienia o tym, ile to czołgów i innych pojazdów Niemcy chcą zakupić, są tego pokłosiem. Zwiększony budżet trzeba zagospodarować, a plany zwiększenia potencjału w perspektywie do 2035 roku wypełnić treścią. Jak wylicza niemiecki branżowy portal "Hartpunkt", w przypadku wojsk lądowych (Heer) oznacza to potrzebę nabycia około 10 tysięcy nowych pojazdów. Podane przez agencję Bloomberga informacje o zamiarze nabycia tysiąca czołgów i 1,5 tysiąca innych pojazdów opancerzonych określa jako "realistyczne, ale niewystarczające" biorąc pod uwagę aktualną sytuację i plany. Tym bardziej że Heer ma zamiar utworzyć rezerwę sprzętową wynoszącą 40 procent stanu posiadania. Czyli na każde przykładowe 10 czołgów w linii, 4 dodatkowe będą w składzie. W trakcie wojny posłużą do szybkiego uzupełniania strat, podczas pokoju będą używane jako zapasowe, do użycia jako zastępcze na wypadek remontów, awarii i temu podobnych sytuacji.
Zakładając chęć realnego wyposażenia 4 dywizji zmechanizowanych, jednej rezerwowej i sił szybkiego reagowania, ma to oznaczać około 10 tysięcy nowych pojazdów opancerzonych. Poza wspomnianym tysiącem czołgów Leopard, ma to być 400 bojowych wozów piechoty Puma, 2,5 tysiąca kołowych transporterów opancerzonych Boxer w różnych konfiguracjach, 1 tysiąc podobnych wozów Piranha, 4 tysiące lżejszych kołowych CAVS, a do tego około 500 pojazdów wsparcia na podwoziu czołgu (ewakuacyjne, inżynieryjne itp.).
Według portalu "Hartpunkt" to aktualnie dyskutowany w urzędach plan zamówień, a nie po prostu teoretyczne wyliczenia dziennikarzy. Miała też zajść zamiana w procedurach. Do tej pory zakup sprzętu był tylko jednym z 3 elementów procesu, bo równocześnie trzeba było zapewnić odpowiednią infrastrukturę i kadry. Co na papierze jest rozsądne, ale w praktyce miało znacząco hamować proces zakupu broni. Teraz te trzy kwestie mają nie być tak sztywno powiązane, co ma oznaczać szybsze procedury nabycia sprzętu, bez czekania na rozwiązanie ewentualnych problemów z ludźmi i infrastrukturą.
Oficjalnie nie ma potwierdzenia dla planów tak dużych zakupów. W poniedziałek rzecznik ministerstwa obrony powiedział, że konkretne liczby zostaną podane dopiero kiedy zostaną one przedstawione parlamentowi. Potwierdził jednak, że "ze względu na niedawno przyjęte nowe cele potencjału w ramach NATO, będzie znacząco zwiększona ilość głównych systemów bojowych całej Bundeswehry". Potwierdził przy tym, że trwa planowanie wprowadzenia w życie koncepcji rotacyjnej rezerwy.
Nie tylko broń pancerna, ale wszelaka
Zakupy i rozbudowa nie dotyczą przy tym wyłącznie Heer, ale też sił powietrznych (Luftwaffe) i marynarki wojennej (Marine). Te pierwsze mają już zamówione między innymi 58 myśliwców Eurofighter Typhoon w nowych wersjach (może być jeszcze drugie tyle dla zastąpienia tych najstarszych), 35 amerykańskich F-35A, 60 ciężkich śmigłowców transportowych CH-47 Chinook, 62 lekkie wielozadaniowe śmigłowce H145M (dostawy już trwają), 8 nowych baterii przeciwlotniczych Patriot (3 z obecnie posiadanych pojechały do Ukrainy), 8 baterii niemieckich przeciwlotniczych IRIS-T (pierwsza już dostarczona) i niesprecyzowana liczba baterii izraelskiego systemu antyrakietowego Arrow-3. Do tego setki rakiet i innych rodzajów uzbrojenia lotniczego. Dla floty zamówiono już 6 nowych fregat typy F126, 6 nowych okrętów podwodnych typu U212CD, 5 korwet typu F130, 8 dużych samolotów patrolowych P-8 Poseidon, 31 śmigłowców wielozadaniowych NH90, wiele mniejszych okrętów a do tego przezbrojenie wielu aktualnie służących dużych okrętów w nowoczesne rakiety przeciwokrętowe NSM. Planowane jest dodatkowo nabycie 5 nowych dużych fregat przeciwlotniczych typu F127.
Nie jest to lista skończona. Dla wojsk lądowych kupowana ma być jeszcze cała lista systemów artyleryjskich, setki (docelowo, na razie 18 pierwszej partii) systemów przeciwlotniczych i przeciwdronowych krótkiego zasięgu Skyranger, lekko opancerzonych samochodów terenowych i wiele innych. W tle jest cała masa słabiej widocznego wyposażenia w rodzaju dronów (niemieckie firmy produkują różne nowe modele i za pieniądze państwa przekazują je Ukrainie, co w praktyce oznacza też wiarygodne testy), systemy walki elektronicznej, łączności (np. 190 tysięcy zestawów najmniejszych radiostacji dla pojedynczego żołnierza), umundurowania i podstawowego wyposażenia, granatników i karabinków. Skala zamówień jest duża i adekwatna do szybko rosnącego budżetu wojska największej gospodarki Europy.
Główny problem to mało chętnych na kamasze
Na drodze szybkiej remilitaryzacji Niemiec stoi jednak jeden poważny problem, którego nie można zasypać pieniędzmi z kredytów: ludzie. Przez trzy dekady po zakończeniu zimnej wojny Niemcy nie tylko zredukowali wojsko i pozbyli się mas uzbrojenia, ale też ochoczo mentalnie przestawili się na pacyfizm. Było to łatwe i szybkie bez zagrożenia ze strony ZSRR i presji USA oraz biorąc pod uwagę historię kraju, który wszczął ostatnią wojnę światową. W 2011 roku ostatecznie zawieszono pobór, który i tak wcześniej miał już bardzo ograniczony charakter. Dodatkowo zaszła duża zamiana mentalna w samych siłach zbrojnych, które w czasie zimnej wojny uchodziły za bardzo profesjonalne, zmotywowane i dobrze wyszkolone oraz zorganizowane. Sami Niemcy określają to zamianą żołnierzy na urzędników. Prestiż służby wojskowej drastycznie spadł, tak samo profesjonalizm i motywacja.
Przełożyło się to na nieustanne poważne problemy z rekrutacją. Trwają one do teraz, pomimo znaczącej zmiany polityki państwa i sytuacji finansowej wojska. Już po inwazji Rosji na Ukrainę rok w rok Bundeswehra nie wypełnia swoich planów rekrutacyjnych. W 2023 roku wojsko skurczyło się o 1,3 tysiąca żołnierzy zawodowych, choć miało się zwiększyć. W 2024 roku było to już tylko 340 żołnierzy, ale i tak utrzymał się trend odwrotny od zamierzonego. W raporcie Bundestagu na ten temat stwierdzono, że Bundeswehra pomimo wysiłków "kurczy się i starzeje", a plan zwiększenia jej liczebności do 203 tysięcy w 2031 roku jest nierealny bez zdecydowanych kroków.
Trwają więc prace nad ich podjęciem. Choć na razie nie ma mowy o wznowieniu przymusowego poboru. Za czymś takim jest główna partia rządzącej koalicji, CDU/CSU. Sprzeciwia się temu minister obrony Boris Pistorius z lewicowej SPD. Argumentuje to między innymi brakiem infrastruktury i innych zdolności do nagłego przyjęcia tysięcy poborowych. Rząd w zamian pracuje nad ustawą wprowadzającą coś na wzór modelu szwedzkiego. Od początku 2026 roku wszyscy 18-letni mężczyźni mają wypełniać kwestionariusz na temat swoich umiejętności i poglądów na służbę wojskową. Spośród nich mają być wybierani ci najbardziej skłonni wstąpić w szeregi Bundeswehry i najbardziej wartościowi dla wojska. Będzie im oferowana ochotnicza służba. Ambicja jest taka, aby najpierw przyciągnąć w ten sposób do wojska kilka tysięcy osób rocznie, ale w 2029 roku już 30 tysięcy. Jeśli założone plany rekrutacyjne nie zostaną wypełnione na zasadzie ochotniczej, parlament ma mieć możliwość wprowadzenia przymusowego poboru, jeśli będzie to konieczne z racji na bezpieczeństwo państwa.
Większość tych planów ma horyzont 5 lub 10-letni. Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, co istotnie zmieni sytuację i politykę Niemiec, to około 2035 roku będą one miały z dużym prawdopodobieństwem najsilniejsze wojsko w Europie. Nie będzie ono ogromne, bo ciągle mowa o poziomie nieco ponad 200 tysięcy ludzi. Ma być jednak bardzo dobrze uzbrojone, sprawne i z rozbudowanymi rezerwami.