W kulturze zachodniej relacja człowieka z ciałem układała się dość burzliwie. Nasi przodkowie wyrastali w przekonaniu, że ciało jest grzeszne, a charakter najlepiej hartować poprzez wyrzeczenia, i że najważniejsze jest to, co człowiek myśli, a nie to, co czuje. Obecnie ciało nadal jest traktowane opresyjnie – jako narzędzie, które ma nam służyć, nie sprawiając kłopotów i nie wprawiając w zakłopotanie. Powinno przy tym idealnie wyglądać, być szczupłe lub muskularne (zależnie od płci), gładkie, pachnące, proporcjonalne. Jeśli ktoś poświęca mu dużo uwagi, jest uznawany za próżnego i poddawany surowym ocenom, ale z drugiej strony – nie wolno mu wyglądać choćby trochę niestandardowo.
Z takimi wymaganiami trudno sobie radzić osobom dorosłym o ukształtowanej psychice. Jak więc będzie z nastolatkami, które i którzy przeżywają dynamiczne zmiany wyglądu? Ich ciało rośnie, zmienia zapach, pojawia się na nim owłosienie, zmiany trądzikowe, rozstępy, zmieniają się proporcje. To trudne doświadczenie zachodzące w czasie, gdy ludzie mają chwiejną samoocenę (w dużej mierze zależną od aprobaty rówieśników), nieustannie porównują się z innymi (zwykle odnosząc swój codzienny wygląd do najlepszych, pozowanych zdjęć idoli) i wciąż czują się oceniani. Dla młodych osób ciało jest często źródłem dyskomfortu lub cierpienia.