W niektórych regionach Rosji brakuje paliwa i do stacji benzynowych ustawiają się długie kolejki. W całym kraju znacząco wzrosły jego ceny. Po części to wina samych Rosjan, ale pomagają im Ukraińcy, którzy znacząco zintensyfikowali ataki na rafinerie. Od początku miesiąca trafili ich już 11.

Najnowsze ataki miały miejsce tej nocy z 27 na 28 sierpnia. Ukraińskie drony spadły na rafinerię Afipskij obok miasta o tej samej nazwie w kraju Krasnodarksim, na południu Rosji. Zaatakowana została też ponownie rafineria Nowokujbyszewsk obok miasta o tej samej nazwie, położonego niedaleko Samary w centralnej Rosji. Nagrania z obu miejsc wyraźnie pokazują znaczne pożary. W lokalnych mediach można też przeczytać o co najmniej kilkunastu dronach trafiających w zakłady.
Lokalne władze z kraju Krasnodarskiego potwierdziły atak w Afipiskij w aktualnie typowym rosyjskim stylu, pisząc o "pożarze wywołanym spadającymi szczątkami". To sugestia, że ukraińskie drony zostały zestrzelone, ale tak się nieszczęśliwie złożyło, że spadając, trafiły w coś łatwopalnego. Zazwyczaj nie ma to nic wspólnego z prawdą, a jest jej tuszowaniem.
Coraz więcej ataków na rafinerie
Z nagrań ataków wynika, że zazwyczaj są przeprowadzane przez proste i niewielkie ukraińskie drony, takie jak na przykład Liutyj. Gabarytowo i jeśli chodzi o osiągi jest to mniej więcej odpowiednik rosyjskich Szachedów/Gierań-2. Dysponując zasięgiem przekraczającym tysiąc kilometrów, są w stanie sięgnąć większości kluczowych rosyjskich rafinerii w europejskiej części kraju. Nie ma jeszcze dowodów na użycie bardzo reklamowanej w ostatnich tygodniach w ukraińskich i światowych mediach ciężkiej rakiety dalekiego zasięgu Flaming. Nawet bez niej małe drony mają ewidentnie zauważalną skuteczność w podpalaniu rafinerii oraz składów paliwa.
Ukraińcy prowadzą wzmożoną kampanię ataków na nie mniej więcej od miesiąca. Po długiej przerwie trwającej ponad rok. W 2024 roku administracja Joe Bidena naciskała na Ukraińców, aby przestali atakować rosyjski przemysł petrochemiczny, uznając to za zbyt prowokacyjne, eskalujące i mogące podnieść ceny paliw na rynkach światowych. Można spekulować, że potem Ukraińcy ich nie wznowili, aby nie iść zbytnio wbrew polityce poszukiwania pokoju nowej administracji Donalda Trumpa. Coś się jednak stało na przełomie lipca i sierpnia, nawet przed jego spotkaniem z Władimirem Putinem na Alasce, że Ukraińcy wznowili kampanię intensywnych ataków. Pierwszy z całej serii atak wydarzył się 2 sierpnia, kiedy zaatakowano rafinerię Nowokujbyszewską. Tą samą, co ostatniej nocy. Po drodze trafiono ją jeszcze raz, więc na przestrzeni miesiąca zaliczyła trzy ataki. Łącznie od początku sierpnia Ukraińcy trafili 11 różnych rosyjskich rafinerii.
Pożary po ukraińskich atakach odnotowano między innymi w zakładach w Riazaniu, Saratowie, Wołgogradzie, Syzraniu i Nowoszachtyńsku. Ten ostatni został podpalony przez drony 21 sierpnia i płonął przez 4 kolejne dni.
Kryzys benzynowy w części Rosji
Trafienie rafinerii nie oznacza automatycznie znaczących zniszczeń, czy całkowitego zatrzymania produkcji. Jednak agencja Reutera szacowała jeszcze przed najnowszymi atakami, że Ukraińcy zdołali zakłócić działanie zakładów odpowiadających za około 17 procent przetwarzania ropy w Rosji. Na pozór to nie jest wartość wielka, ale jak najbardziej mogąca istotnie zaburzyć rosyjski rynki paliw. Zwłaszcza że ten jest nieustannie w napiętej sytuacji. Jeszcze pod koniec lipca, zanim Ukraińcy zaczęli swoją kampanię, Kreml nakazał wstrzymanie wszelkiego eksportu przetworzonych paliw. Był to efekt ciągłego wzrostu ich cen. Od początku roku standardowa rosyjska benzyna A-95 podrożała w hurcie o 54 procent, do poziomu około 82 tysięcy rubli za tonę. Ceny na stacjach benzynowych, w znacznej mierze kontrolowane przez państwo za pośrednictwem państwowych koncernów paliwowych, oficjalnie wzrosły o 5,9 procent od początku roku. Inflację dodatkowo wzmogła kumulacja problemów w postaci letniego wzrostu konsumpcji przez rolnictwo i turystów, oraz planowanych przerw w pracach rafinerii na naprawy i remonty. Rosjanie oficjalnie podkreślają, że ze względu na zachodnie sankcje te prace są aktualnie trudniejsze i trwają dłużej niż kiedyś. Nie pomagają skutki uszkodzeń z poprzedniej kampanii nalotów Ukraińców, które łatano rok temu pośpiesznie.
Połączenie wzrostu zużycia i spadku produkcji, a do tego brak zdolności do magazynowania dużych ilości paliwa, doprowadziło do aktualnego kryzysu. W ostatnich dniach ceny osiągnęły rekordowe poziomy do wielu lat. W niektórych regionach Rosji niektórych benzyn w ogóle zabrakło. Najpoważniejsze problemy ma kraj Nadmorski na pacyficznym wybrzeżu Rosji. Tam do stacji benzynowych ustawiają się długie kolejki i wprowadzono racjonowanie. Problemy ma też okupowany Krym oraz obwody Transbajkalski i Sachaliński. Rosjanie oficjalnie zapewniają, że to nie efekt kampanii nalotów, ale sezonu, panicznych zakupów, spekulacji i ogólnej niewydolności systemu, przekładającej się na niewystarczające zapasy oraz zdolności do transportu. Na specjalnej naradzie zorganizowanej 25 sierpnia u wicepremiera Aleksandra Nowaka przedstawiciele koncernów naftowych posypywali głowy popiołem i zarzekali się, że już we wrześniu problem zniknie wraz z ukończeniem planowanych napraw rafinerii oraz spadkiem zapotrzebowania.
O wpływie działań Ukraińców na sytuację paliwową właściwie się nie mówi. W wielu mediach uszkodzenia rafinerii spowodowane atakami są nazywane "nieplanowanymi przerwami w produkcji" albo "nieplanowanymi naprawami". Powszechnie deklarowane jest też to, że pożary i uszkodzenia to efekt wspomnianych "spadających szczątków" dronów zestrzelonych przez heroiczną obronę przeciwlotniczą. Choć nie brakuje wielu nagrań pokazujących ukraińskie bezzałogowce wlatujące w rafinerie praktycznie bez przeciwdziałania. Jeśli kryzys paliwowy będzie się przedłużał wraz z kontynuowanymi atakami Ukraińców, będzie można wyciągnąć własne wnioski.
Daleko do zawału
Cała ta sytuacja nie oznacza jednak, że rosyjska machina wojenna niebawem stanie, a wraz z nią całe państwo. Opisany kryzys i problemy dotyczą benzyny, nie diesla. To na nim jeździ zdecydowana większość sprzętu wojskowego i pojazdów używanych w przemyśle czy transporcie. Ceny tego paliwa też znacząco wzrosły od początku roku, średnio o 6,9 procent, ale nie ma żadnych informacji o problemach z jego dostępnością. – Aktualnie sytuacja wygląda na trudną, ale do opanowania. Większość trafionych przez Ukraińców rafinerii nadal działa, choć w ograniczonym stopniu. Udało się też przekierować zapasy z jednych regionów do tych bardziej dotkniętych, a dodatkowo użyto rezerw państwowych – opisuje sytuację Seriej Wakulenko, niegdyś wysoki rangą menadżer w rosyjskim przemyśle naftowym, dzisiaj ekspert amerykańskiego think-tanku Carnegie. – Większe niedobory mogłyby zmusić rząd do wykonania ekstremalnych ruchów, ale na razie to nie wydaje się rychłe. Jeszcze długa droga do tego, aby transport, rolnictwo, przemysł czy przede wszystkim armia, odczuły poważniejsze niedobory paliw – opisuje ekspert.
Pozostaje czekać i obserwować, jak będzie rozwijać się ukraińska kampania uderzeń na rafinerie. Zdecydowana ich większość jest ulokowana w europejskiej części Rosji i w zasięgu dronów startujących z Ukrainy. Poprzednia kampania uderzeń zakończyła się prawdopodobnie pod presją amerykańską. Teraz, póki co nie było żadnych sygnałów z Waszyngtonu wskazujących, żeby nowa administracja miała z tym podobny problem. Dodatkowo ukraińska produkcja dronów uderzeniowych dalekiego zasięgu miała znacznie wzrosnąć na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy. Potencjał do zadania Rosjanom bolesnych ciosów jest. Ci natomiast nie są w stanie skutecznie bronić wszystkich strategicznych obiektów przemysłu petrochemicznego. Zwalczanie małych i nisko lecących dronów jest problematyczne, co wykorzystują sami Rosjanie w Ukrainie.