Manipulowanie granicami okręgów wyborczych w Teksasie stało się zarzewiem politycznej wojny, jakiej Ameryka jeszcze nie widziała
A gdyby to politycy wybierali sobie wyborców, a nie na odwrót? Czy demokracja nie byłaby wtedy dużo prostsza? Wystarczy, że partie narysują okręgi wyborcze tak, aby większość ich mieszkańców popierała ich kandydatów.
W Stanach Zjednoczonych praktyka ta stosowana jest już od ponad 200 lat. Określa się ją gerrymanderingiem – od gubernatora Massachusetts Elbridge'a Gerry'ego, który w 1812 r. jako pierwszy polityk przesunął granice okręgów w taki sposób, by wygrał kandydat z jego ugrupowania. Dziennik „Boston Gazette” potępił zabiegi gubernatora, a na dowód matactw opublikował rysunek przedstawiający powykręcaną mapę wyborczą. Jeden z czytelników dopatrzył się w dziwacznym kształcie podobieństwa do salamandry, nazywając go „gerrymandrą”. I tak zostało. Dziś gerrymandering to nieodłączny element amerykańskiej polityki. Przydatny w rywalizacji partyjnej, a jednocześnie krytykowany przez obrońców demokratycznych wartości.
Konstytucja nie opisuje procedury tworzenia map wyborczych. Przewiduje jedynie ogólną zasadę, zgodnie z którą podział miejsc w Izbie Reprezentantów ma się opierać na liczbie mieszkańców poszczególnych stanów (w Senacie każdy stan ma dwóch przedstawicieli). Ojcowie założyciele zobowiązali też administrację federalną do przeprowadzania raz na 10 lat spisu powszechnego. Miało to zagwarantować, że rozkład mandatów będzie uwzględniać zmiany demograficzne. W 1929 r. ustalono zaś, że liczba członków niższej izby Kongresu będzie stała i wyniesie 435.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Zobacz
Popularne Zobacz również Najnowsze
Przejdź do strony głównej